29 wrz 2011

Fin de siècle

Upalny dzień. Żar leje się z nieba, opiekając i smażąc Nas. Poszukiwania chłodu w zacienionych
miejscach są bezcelowe. Nic nie może przynieść ulgi. Trzeba przetrwać. Co tu dużo opowiadać,
tegoroczne lato przyniosło takich dni aż nadto, żebyście mieli problem z wyobrażeniem sobie tej
„sauno-posuchy”. W tym właśnie dniu nasz wyimaginowany bohater podąża ulicą szukając
najbliższej...siłowni. Część może się dziwić, jak w taki skwar można ćwiczyć, pływać to może i tak,
ale ćwiczyć, podnosić ciężary, wyginać się i rozciągać, wskoczyć na bieżnie i biegać?! I oto mamy
naszego wyimaginowanego bohatera na bieżni. Biegnie. Na bieżni. Wyraz szoku jeszcze długo
pozostanie wyrysowany na naszych twarzo-obliczach. A nasz, co warto podkreślić i zauważyć,
wyimaginowany bohater dziarsko i świeżo pomyka. Wzrok skupiony w oddali, jakby wypatrywał
celu. Choć przecież każdy z Nas wie, że na bieżni to się za daleko nie dobiegnie. Więc jakiż ten
nasz biedny, wyimaginowany bohater, może mieć cel? Dlaczego nie reaguje gdy nie mniej
wyimaginowany trener podchodzi co jakiś czas do niego i bez słowa, bez pytania, władczym
gestem, podnosi mu tempo? Cuchnący pot wytryska z każdej części jego ciała, wydaje się być
niemożliwym udźwignąć tak duży wysiłek. A zwykle, wbrew wszystkim marzycielom, to co
wydaje się być niemożliwym, rzeczywiście takim jest, i nasz wyimaginowany bohater z
następującego truchtobiegosprintu niezbyt pięknym ruchem, a nawet drastycznym i brutalnym...
Nie, on nie upadł na twarz, nasz wyimaginowany bohater tak wyjebał łbem o matę, że stracił dwie
jedynki ze swojego zepsutego uzębienia.

Początek sierpnia. Frank (w sensie waluta, a nie Drebin - bohater „Nagiej Broni”) osiąga rekordowo
wysoką cenę, granica 4zł zostaje przekroczona. Londyn. Na ulicach, szczególnie nocą, żądzą grupy
bandytów, demolując, paląc i kradnąc. Być może na ulicę wyjdzie wojsko oraz zostanie
wprowadzona godzina policyjna. Waszyngton. Agencja Standard&Poor's obniżyła rating USA. Tym
samym sugerując, że USA może stać się nie wypłacalne. Giełdy, jak można było się domyśleć, nie
zareagowały na to optymistycznie. Świat. 5 listopada 2011 r. Ten dzień ma „szansę” przejść do
historii. „Grupa Anonymous” (kwestia czy to grupa, stado, wataha, czy nic z tych rzeczy, lub w
ogóle „nic” - nie poruszam) na ten dzień zapowiedziała zniszczenie Facebook'a. Byłby to
największy atak cybernetyczny z jakim mieliśmy do czynienia. Sam portal rozpoczął akcję
specjalnie dla hakerów, czyli: za znalezienie luki w kodzie płacą minimum 500$.

Poważne? Poważne.

Nie trzeba Nam księdza „światłowód-do-Boga” Natanka, żeby zobaczyć, że „coś się dzieje”. I tak
samo Dr House nie jest Nam potrzebny, żeby zdiagnozować co to takiego...Pamiętam, że podczas
ataków 9/11 nim obie (a w zasadzie 3, bo tyle budynków wchodziło w skład kompleksu WTC, i tyle
też się zawaliło, ciekawostka) wieże runęły w zasadzie wszyscy wiedzieli, że do tego dojdzie.
Oglądając płonące budynki w TV i słuchając relacji wiedziało się, czuło, że one się zawalą. Tego
dnia można rzec, czuć było w powietrzu fatum. Po prostu pewne symptomy dostrzegamy
podświadomie i bez udziału naszej woli rejestrujemy je i przetwarzamy, aby w końcu nastąpiła
projekcja nie uchwytnych obrazów, myśli, wywołujących lęk, przerażenie, strach, ale czasami
oczywiście radość i szczęście (o wiele rzadziej, niestety).

I właśnie w takich „okolicznościach przyrody” przychodzi Nam teraz żyć. Żyjemy w epoce fatum.
Żyjemy w epoce lęku przed jutrem. Być może jutro kolejny szaleniec zabije dziesiątki osób dla idei
(takiej czy innej, nie ważne). Być może jutro inna agencja finansowa wyda jakieś oświadczenie,
sprawiając, że parę miliardów dolarów przestanie istnieć, co uderzy w najbiedniejszych (bogaci są
bogaci, więc i tak nie odczują tego, czas to zrozumieć). A realnie jedyne co się zmieni i to można
rzez, że się podniesie ( a tylko pozornie na plus) to wzrośnie wartość pieniądza jako czynnika
niezbędnego do przeżycia. Wartość nie w sensie matematycznym, a moralnym. Ludzie w Syrii
głodują na śmierć? W Arabii Saudyjskiej, w Dubaju, w Emiratach, wszędzie tam też by głodowali,
gdyby nie jeden, niezbędny do przeżycia czynnik – pieniądz.

Ludzie rezygnują z rzeczy naprawdę ważnych, jak kontakt z drugim człowiekiem, wspólne
spędzanie czasu, wspólne odpoczywanie, wspólna zabawa, wspólne przeżywanie muzyki, teatru,
malarstwa. Ludzie z tego rezygnują niby świadomie dlatego, że nie mają czasu i energii na takie
przyjemności. Muszą zadowolić się substytutami. Kontaktem przez internet. Korzystają z portali
pozornie ułatwiających kontakt, a tak naprawdę jedyną ich zaletą jest szybkość (czyli wracamy na
bieżnie) jednocześnie odbierając całą intymność spotkania się w kawiarni czy w parku. Spotkania
bez pośredników rejestrujących każdy nasz krok i każde słowo. Energia którą tracimy podczas
przebywania na takich stronach jest przez Nas trwoniona bezowocnie, a innym przy nosi ogromne
zyski. Dane które tam zostawiamy są przechowywane nawet po usunięciu naszego profilu i w
każdej chwili mogą zostać wykorzystane przeciwko Nam.

Jak my, wyimaginowani bohaterowie tego wyimaginowanego świata możemy żyć w tak „pięknych
okolicznościach przyrody”? Otóż do pewnego momentu możemy trwać, a potem...

Niestety prawdopodobnie za naszych czasów, świat współczesny jaki znamy, ten nasz
wyimaginowany świat wyjebie się na bieżni.

PS. dotknąłem wierzchołka góry lodowej. Nie składnie i popapranie. „Wspinaczka” nie jest moją
najmocniejszą stroną, a nawet nie mieści się w pierwszej setce tych stron. Tak samo jak bieganie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz